Leniwy sobotni poranek spędzam na parzeniu sobie herbaty i pieczeniu pancake’ów w kształcie misia, który raz po raz wychodzi bez jednego ucha. Z irytacją zastanawiam się czy to wina moja czy też foremki rodem z kraju małych paluszków buntuje się przeciw nowym, bez glutenowym wymysłom. Nie…to zdecydowanie moja wina, a właściwie brak wprawy w robieniu pięknego jedzenia pod zdjęcia.
– „ No nic ”- myślę w duchu i nakładam jednouchego na talerz, przyozdabiając owocami i syropem klonowym. Między jednym a drugim kęsem przeglądam zdjęcia na instagramie, podziwiając idealne pancake’i.
„ Kiedyś i mnie wyjdą” – pociesza mnie głos w głowie. Taak, wygląd jest ważny, jednak smak rekompensuje mi jednouchego inwalidę.
W mieszkaniu pobrzmiewa znaleziona na spotify’u muzyka relaksacyjna, z szumem oceanu w tle.
Lubię takie poranki, gdy nie muszę nic robić. Przeważnie ową magię zastępują zajęcia na uczelni.
Na myśl o kolejnym wykładzie ściska mnie w dołku i to wcale nie dlatego, że nie lubię tam chodzić.
Po prostu nie widzę się w tym zawodzie na przyszłość, ot tak – zmieniłam zdanie. Gdyby nie cudowni znajomi, których tam poznałam nie pisałabym teraz magisterki 😉
Z rozmyślań wybija mnie ukochany, wracający z porannego joggingu.
– „ Cześć Skarbie” – rzuca od progu i podchodzi by dać mi całusa w czoło, po czym znika w łazience.
Szkoda, bo liczyłam na wspólne rozciąganie. ;P
Wstaje i smażę kolejną porcję mniej lub bardziej uszatych misiów, które zjada ze smakiem. Lubię gotować dla naszej dwójki, zresztą karmienie bliskich i przyjaciół można by podpiąć pod moją życiową misję, a na drzwiach wywiesić tabliczkę z napisem „ Tylko dla głodnych”. 😀
Po śniadaniu, które kończy się gdzieś w okolicach południa mój ukochany oznajmia, że ma dla mnie niespodziankę i koniecznie muszę mu oddać komputer. Robię to, a w jego oczach widzę znajome chochliki sygnalizujące, że coś „nabroił”.
– ” Tadaaam!! „ – woła, dumnie demonstrując mi przed oczami jakąś stronkę.
– „Co to takiego? „– pytam zdziwiona, nie rozumiejąc jego ekscytacji.
– „Jak to co?! NETFLIX oczywiście! „ – uśmiecha się szelmowsko
– „Acha..”– mruczę, nie bardzo wiedząc po co mi ów wynalazek
Po chwili dowiaduję się, że to ta nowa serialowo- filmowa platforma, o której trąbią wszyscy moi znajomi, z profesorami na uczelni na czele.
Nie jestem fanką seriali, ale wypadałoby nadrobić zaległości, by nie wymieniać zakłopotanych spojrzeń podczas ożywionych dywagacji na temat losu Tyriona z „Gry o tron” czy kongresmena Franka z „ House of cards”.
Teraz gdy mam swoje konto mogę oficjalnie zanurzyć się w owe perypetie.
Wybieram „ Orange is a new black” i niczym małe dziecko widzące konika po raz pierwszy otwieram oczy ze zdumienia. Wszystkie odcinki – całe 4 sezony lądują w pobranych, by chwilę później rozpocząć nowy etap w moim życiu. 😛
Przepadam na resztę popołudnia, pochłaniając odcinek po odcinku.
Mój ukochany ma ze mnie niezły ubaw, zaśmiewając się że stworzył zombie, po czym publikuje moje zdjęcie na swoim instagramie. Sic!
Odrywam się koło 17 by przygotować kolację, jednak nawet wtedy kroję warzywa i marynuje tofu w słuchawkach na uszach i oczach wlepionych w ekran tableta. Kończy się to głębokim skaleczeniem i tysiącem zakrwawionych chusteczek.
– ” Jesteś jak dziecko! „ – nabija się mój Luby, zawiązując mi bandaż na dłoni.
–” To Twoja wina, mogłeś mi nie pokazywać „ – odgryzam się i oboje wybuchamy śmiechem.
Jedną z moich wad jest to, że bardzo łatwo wciągają mnie wszelkiego rodzaju filmy i seriale, od których nie mogę się potem oderwać.
Przez następny tydzień każdą wolną chwilę spędzam wlepiając oczy w niewielki ekran mojego Iphona, co ku mojej uciesze nie zostaje zauważone przez wykładowców. Już nawet koleżanki z grupy pytają czy aby na pewno się nie uzależniłam.
Dziarsko odpowiadam, że nie i w każdej chwili mogę z tym skończyć, co brzmi jak typowa gadka każdego nałogowca. „ Mogę, ale nie chcę” – tak brzmi przesłanie.
Serial z odcinka na odcinek wzbudza coraz większe emocje i ciekawość o którą wcześniej bym się nie podejrzewała. Pracująca wyobraźnia wyraźnie ujawnia się w pisanym na zamówienie tekście, co w tym przypadku jest akurat zaletą niż wadą. Brawo ja – może jednak wyjdę na ludzi, pocieszam się co jakiś czas.
Momentami wkurzam się na bohaterkę, wyzywając ją w duchu od głupich i nielojalnych, a potem jak przystało na modelowego widza przeżywam pół dnia posunięcia owej postaci. Reżyser i scenarzysta byli by z siebie dumni, widząc moje emocje i zaangażowanie.
Serial pochłania mnie be reszty, aż nabawiam się stacjonarnej choroby lokomocyjnej i nie mogę patrzeć w ekran telefonu dłużej niż 30 minut jednym cięgiem.
Na szczęście obejrzałam już wszystkie dostępne odcinki, więc nie pozostaj mi nic innego jak czekać na nowe.
I wiecie co? Wracam do żywych 🙂
Co do samego serialu mam mieszane uczucia, jednak jedno muszę stwierdzić – WCIĄGA!
Okazuje się, że platforma obfituje w niezliczoną ilość zasobów filmowych i właściwie można by spędzić całe życie chcąc eksplorować całą jej dostępność, a i tego by nie starczyło przy szybkości tworzenia nowych filmów i seriali. Nie mniej jednak są to dobrze wydane pieniądze, zresztą tak samo jak słynny już Spotify w wersji Premium, który nie jednokrotnie ratował mnie w podróżach czy spadkach nastroju dostępną offline playlistą.
Obydwa programy dostępne są przez miesiąc w wersji próbnej, więc jeśli nie przypadną Wam do gustu możecie śmiało i bez wydania grosza, zrezygnować.
Medialny świat wkradł się w nasze życie tak naturalnie, że chyba większość z nas nie tylko przestała zauważać jego obecność, ale też, tak jak ja, nie wyobraża sobie życia bez swojego smartfona czy komputera, przy którym popijając kawę przegląda poranną prasę lub ogląda wieczorny odcinek serialu.
Jedyne pytanie jakie dręczy mnie osobiście to czy potrafimy bez niego żyć? Czy ja sama nie jestem zbyt uzależniona by nie dostać ścisku żołądka, gdyby zabrakło Internetu? Czy nie wywołało by to we mnie poczucia przerażenia i bezradności?
Tego nie wiem, jednak w krótce przekonam się sama 🙂
A Wy jakie macie doświadczenia z Netflixem lub inną tego rodzaju platformą? Jaki jest Wasz ulubiony serial/ film? Czy tak jak ja posądzacie siebie o uzależnienie od telefonu i internetu? 🙂
#netflix #orangeisthenewblack #seriale #lifestyle #vegan #watch #US

Masz przepiękny sposób pisania. Ja też zarzekałam się że w Netflixa nie dam się wciągnąc, ale serial „The crown” po prostu mnie urzekł. Myślę że ich seriale są dopracowane pod każdym względem. Dobrze było mi znaleźć Twojego bloga. Widać że piszesz z pasją i że masz jakiś warsztat pisarski. Będę wpadać częściej!
Bardzo mi miło 🙂
Ja aż musiałam zrobić sobie przerwę z Netflixem bo tyle czasu mi zabierał
I „The crown” też widziałam kilka odcinków i faktycznie super!