Razem z moimi znajomymi postanowiłam spędzić ten weekend na zwiedzaniu okolicy, w której mieszkam. Wogóle odkąd przyjechałam do Kalifornii mój pogląd na to co jest daleko i blisko całkowicie się zmienił. Jechać do LA na weekend? Czemu nie! To tylko 5,5 godziny jazdy samochodem! A pomyśleć, że w jazda nad polskie morze wydawała mi się bezcelowa, jeśli pobyt miał być krótszy niż tydzień 😀
No nic, ludzie się zmieniają, a może to ja stałam się mniej leniwa, a bardziej żądna przygód? 🙂 Kto wie 🙂
W sobotę rano postanowiliśmy wyruszyć w stronę pięknego, malowniczego Big Sur, oddalonego od mojego kochanego Los Gatos o 2,5 godziny drogi. Wcale nie tak daleko, w dodatku podróż warta każdej minuty spędzonej za kierownicą. Zwłaszcza jeśli to nie Wy musicie kierować 😀
Ponieważ wyjechaliśmy dosyć wcześnie rano, postanowiliśmy się zatrzymać ną śniadanio-lunch w jednej z restauracyjek po drodze. To co istotne to to, że GPS totalnie nie działa więc dobrze, jeśli dnia wcześniejszego ustawicie nawigacje i zapiszecie Waszą trasę. Miejscami można się zgubić!

Big Sur, czyli kraina gdzie wszystko się zaczyna

Nie ma chyba osoby, która nie zachwyciła by się pięknem przyrody i krajobrazu jaki oferuje Big Sur. To właśnie tutaj zaczyna się najwyższe pasmo gór przybrzeżnych Sierra Nevada. To tu, w słynnym Carmel by the Sea swoje rezydencje posiadają dobrze sytuowani Amerykanie. Tylko tutaj morze wygląda jak z legendy o Odysie, spokojne, niesamowicie błękitne, lecz miejscami groźnie pieniące się. To właśnie tutaj znajdziecie cudownie piaszczyste plaże i góry wyłaniające się z morza, tworzące wręcz magiczny klimat tego miejsca.
Planując wycieczkę na Big Sur koniecznie wybierzcie autostradę numer 1, która ciągnie się wzdłuż wybrzeża Pacyfiku.
Mijając po drodze zatokę Monterey zatrzymajcie się, by podziwiać najpiękniejszą w tej części Big Sur plażę Carmel. Nie łatwo dostać się na te malownicze plaże, ukryte są one bowiem za skałami, wyprawa wymaga się trochę samozaparcia, lecz jest tego warta. Jednak jeśli nie macie ochoty na tak ekstremalne przygody, możecie po prostu zatrzymać się na zboczu i podziwiać widoki z góry oraz zrobić sobie zdjęcia przy spektakularnym moście BIXBY Creek  zbudowanym w 1932 roku

Pfeiffer Beach

Jedna z najbardziej spektakularnych plaż ze względu na wyłaniające się z oceanu, niczym mityczna Afrodyta skały. Trochę podobne do tych w Portugalii, które uważane są za zapierające dech w piersiach. Moja ulubiona plaża, na którą jeszcze wrócę 🙂 Zwłaszcza, że tym razem była zamknięta 🙁

Mc Way Falls

Chyb nie ma osoby, która nie lubiłaby wodospadów! Na Big Sur jest wietrznie, więc zawsze dobrze mieć z sobą bluzę, a turystyczne miejsca oblegane są niezależnie od pory roku. Dlatego przygotujcie się na przeciskanie wśród turystów oraz czekanie w kolejce na zrobienie fajnego zdjęcia. Do wodospadów nie można niestety dojść, droga jest zamknięta. Jednak z punktu widokowego z łatwością zrobicie dobre zdjęcie 🙂

Parington cove, czyli wspinaczka po skałach

Nie powiem żebym była zapaloną fanką pieszych, górskich wycieczek, jednak wspinanie się po skałach to już zupełnie co innego! Odkryłam, że sprawi mi to wielką przyjemność i mogę to robić częściej! A naprawdę warto bowiem skały zanurzone są w oceanie, a widok zapiera dech w piersiach. Można nawet ( ostrożnie) poskakać czy też zrobić sobie piknik, co bardzo Wam polecam. Muskająca buzie bryza morska oraz kojący widok morskich plaż relaksuje lepiej niż jakiekolwiek SPA.

 

Mała wspinaczka

Jeśli czujecie, że macie siłę na dalszą, pieszą wycieczkę wybierzcie jeden ze szlaków. My tak zrobiliśmy i chociaż jeden ze szlaków był zamknięty dalej mogliśmy podziwiać okolicę z góry. Nie był to długi szlak, 1,5 h w sumie,więc w sam raz nawet dla rodzin z małymi dziećmi.

 

 

 

Gdzie się zatrzymać

W drodze powrotnej odkryliśmy śliczny kompleks hotelowy  The Sur House, który oprócz restauracji z widokiem na góry i wybrzeże posiada pokoje dla gości i salę konferencyjną. Trafiliśmy niestety na ślub, ale miejsce tak mnie urzekło, że następnym razem mam nadzieję zostać tam na noc.

 

 

 

Coś dla żołądka

Na sam koniec naszej wyprawy postanowiliśmy udać się do indyjskiej restauracji w Monterey, gdzie poczułam się jakbym znów była w Indiach! Co prawda tylko wystrój i przekąski smakowały identycznie, ale ogólnie zjadłam ze smakiem. Jeśli lubicie indyjskie jedzenie to w okolicach Big Sur i zatoki znajdziecie wiele tego typu restauracji. Pamiętajcie jednak, żeby zaznaczyć by Wasze danie nie zawierało mleka czy masła, które dla Hindusów jest święte.

kategoria: #Inne
 22 lipca, 2018